Wiadomości
podbeskidziewp.pl
Jak wydrukować nielegalną ulotkę, zredagować odezwę do obywateli i nadać ją przez konspiracyjne radio? Co mówić funkcjonariuszowi SB na przesłuchaniu, żeby nikogo nie wydać? I jak ominąć pałkę zomowca podczas manifestacji?
{Play}
Na te i sporo innych pytań musieli znaleźć odpowiedź młodzi uczestnicy gry miejskiej, jaka odbyła się w Bielsku-Białej w przeddzień kolejnej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. Musieli też namówić przechodniów do ulicznej manifestacji sprzeciwu  na ulicy 11 Listopada (d. ul. Dzierżyńskiego) - w miejscu, gdzie bielszczanie protestowali w 1982 r. podczas  niezależnych manifestacji 1 maja 1982 i 31 sierpnia 1982 r, , a władza rozpędzała ich siłą. Warunek gry był jeden: obalamy komunę bez przemocy...


Inicjatorami gry byli członkowie stowarzyszenia "Podbeskidzie Wspólna Pamięć" oraz Region Podbeskidzie NSZZ "Solidarność", a poprowadzili ją przedstawiciele Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej - Hufca Harcerzy na Podbeskidziu. Inicjatywę objął swoim patronatem katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej. Udział wzięły kilkuosobowe zespoły młodych ludzi.
- Pomysł właściwie podsunęli nam podczas niedawnego spotkania sami uczestnicy historycznych wydarzeń z czasów stanu wojennego, którzy po wykładzie poświęconym historii zwracali uwagę, że właściwymi słuchaczami powinni być przedstawiciele młodszego pokolenia. I wspólnymi siłami postanowiliśmy zaprosić do takiego wspominania młodych - tłumaczy Bogdan Szozda, prezes stowarzyszenia "Podbeskidzie Wspólna Pamięć".
Ten międzypokoleniowy charakter inicjatywy widać było na każdym kroku: począwszy od pierwszego punktu, gdy wszyscy spotkali się pod historyczną tablicą upamiętniającą podpisanie w świetlicy "Bewelany" porozumień kończących zwycięski strajk generalny na Podbeskidziu w 1981 r.  Na wspólnej fotografii z młodymi stanęli m.in. Henryk Juszczyk - jeden z sygnatariuszy tego porozumienia, Kazimierz Czyż - członek Komitetu Strajkowego, a na każdym z kolejnych punktów czekali na młodzieżowe grupki świadkowie tamtej historii.
W drukarni z Tomaszem Zarębą, synem konspiratora Jerzego, drukowania ulotek technik sitodruku uczyli dawni drukarze podziemia: Aleksandra Machowiak (kiedyś Tyrlik), Wiesław Pyzio, a wspierał ich Dariusz Mrzygłód. W harcówce przy kościele w Białej o pracy Biskupiego Komitetu Pomocy Internowanym mówili jego członkowie: Alicja Pawlusiak i Andrzej Sikora. W salce na wieży katedry św. Mikołaja o konspiracyjnych spotkaniach Duszpasterstwa Ludzi Pracy opowiadał Henryk Urban, a nad redakcją odezw czuwała Władysława Bobowska, żona jednego z najsurowiej ukaranego za podziemne zaangażowanie działacza "Solidarności" Antoniego Bobowskiego. Pani Władysława w imieniu stowarzyszenia koordynowała też przygotowanie tej pierwszej gry. Kolportażu ulotek uczył Janusz Okrzesik, w stanie wojennym jeden z redaktorów podziemnego pisma młodzieżowego "Dzwonek". O kolportażu podziemnych pism opowiadał też Renata Sanak, szefowa oświatowej "Solidarności".
Nie zawsze uczestnicy wystąpili w swoich dawnych rolach. Tak było z Mirosławem Styczniem, który w biurze dawnej wojewódzkiej komendy MO przy ulicy Rychlińskiego podczas gry prowadził przesłuchanie "zatrzymanych", namawiając ich do podjęcia współpracy z SB, sam był tam wielokrotnie przesłuchiwany i zatrzymywany. - Przepraszam, jeśli za mocno naciskałem, ale to tak właśnie wyglądało - usprawiedliwiał się później, gdy młodzież dość nerwowo przyjmowała towarzyszące rozmowom uderzenia pałką o biurko. Z tym większym uznaniem przyjmował postawę tych młodych, którzy się nie ugięli pod naciskiem i nikogo nie wydali.
Konrad Nycz z ZHR, podsumowując grę, gratulował zespołom, a Artur Kasprzykowski z IPN (również dawny konspirator) i Bogdan Szozda wręczali przygotowane nagrody. Tę za najlepszy wynik otrzymali członkowie zespołu "Soliwąs" w składzie: Gabrysia Cyran, Ania Grodzicka, Kasia Wołonkiewicz i Piotr Wołonkiewicz. Łączy ich harcerstwo, a dziewczyny są też koleżankami z bielskiego Zespołu Szkół Córek Bożej Miłości.
- Podjęliśmy decyzję spontanicznie, właściwie dopiero wczoraj - i nie żałujemy! Było ciekawie. Fajne było przesłuchanie i to, że nie można się było ugiąć. Było też trochę stresu, kiedy trzeba było uważać, bo wśród ludzi na ulicy kręcili się różni tajni funkcjonariusze i wyposażony w pałkę milicjant. Było napięcie, nawet strach i można było wczuć się to, co przeżywali ludzie w czasie stanu wojennego - mówili zgodnie zwycięzcy gry. 
- Mamy nadzieję, że będziecie o tym opowiadać wśród rówieśników i podzielicie się tym, czego na temat historii udało się wam tu dowiedzieć - mówił prezes Szozda, zapraszając na kolejna edycję gry za rok.